Zbigniew Smółka: Żałuję, że w listopadzie 2019 podjąłem decyzję o przyjściu do Chojniczanki.

Dodane: 2020-08-23

Maciej Rafalski z TVP Sport przeprowadził niedawno wywiad z byłym trenerem MKS Chojniczanka Chojnice Zbigniewem Smółką. Publikujemy jego fragmenty dotyczące pracy w Chojniczance.

Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Wywiad miał ukazać się znacznie wcześniej, ale tuż po naszej pierwszej rozmowie pojawił się komunikat o zwolnieniu pana z Chojniczanki. Czym uzasadniły to władze klubu?

Zbigniew Smółka: – Zakomunikowano mi, że zarząd nie zamierza kontynuować współpracy. Głównym zarzutem było to, że w ostatnim meczu ze Stalą Mielec nie dałem szansy młodym zawodnikom. Jeden z nich zagrał 20 minut, dwóch pozostałych zabrałem, by zobaczyli, jak wygląda w ogóle taki wyjazd, bo nigdy w nich nie uczestniczyli. Nie byli jeszcze gotowi na grę, przynajmniej według mnie. Władze biorą odpowiedzialność za klub i nie muszą mi niczego tłumaczyć.

W maju przedłużono z panem kontrakt. Chojniczanka była na ostatnim miejscu, więc można było poczytywać to jako świadectwo zaufania dla pana. 

– Przykład dziwnych działań, których w naszej piłce nie brakuje. Żałuję, że w listopadzie minionego roku podjąłem decyzję o przyjściu do Chojniczanki. Było parę innych ofert. Wybrałem tę. Czasami człowiek podejmuje nietrafione decyzje. Tak było właśnie w tym przypadku. W poprzednich sezonach klub odnosił sukcesy, ocierał się o awans do Ekstraklasy. Już ostatni sezon był jednak walką o utrzymanie. Jakość drużyny spadała z sezonu na sezon. Przychodziłem do drużyny, która była w trudnej sytuacji i podjąłem się bardzo wymagającego zadania. Nie sprostałem i nie szukam wymówek.

"Gra obronna wyglądała tak, jakby dzieci przyszły pograć z rodzicami". "Te ostatnie mecze pokażą, czy zawodnicy mają krztę honoru". To były wypowiedzi po meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Krytyka piłkarzy nie zaszkodziła panu?

– W tym meczu stworzyliśmy mnóstwo sytuacji, do przerwy powinniśmy prowadzić 5:1. W przerwie rozmawialiśmy o tym, by się cofnąć… Wygrywając 1:0 traciliśmy gole z kontry. Jak to nazwać? Piłkarze znali kontekst mojej wypowiedzi. Poza tym, nie uważam, że to oni ponoszą całą winę. Gdy rozmawiałem z władzami klubu po sezonie to mówiłem, że chcę zatrzymać jak największą część zawodników z obecnych rozgrywek. Problemem nie były relacje z piłkarzami. Już gdy przyszedłem w listopadzie, sytuacja była trudna. Przygotowanie motoryczne było złe. Zimę przepracowaliśmy dobrze, był głód zwycięstw i ciężka praca. Trudno było jednak o poważne wzmocnienia. Przed wznowieniem sezonu mieliśmy dużą stratę. Nie udało się pozyskać nikogo, kto na naszej liście życzeń na daną pozycję zajmował miejsce pierwsze albo drugie. Słyszałem: "trenerze, przecież wy już jesteście w drugiej lidze". Często wybierali kluby z poziomu niżej, które walczyły o awans. Można było sprowadzić tylko chłopaków, którzy chcieli się odbudować.

W pierwszym meczu w 2020 roku pokonaliście Bruk-Bet Termalikę Nieciecza 2:1. Później była porażka 2:5 z Miedzią Legnica i przerwa spowodowana koronawirusem. 

– Pandemia mocno wszystko wyhamowała. Nawet w tym drugim spotkaniu były pozytywne momenty. Przerwa sprawiła, że było coraz bliżej wygaśnięcia kontraktów niektórych piłkarzy. Myślami byli oni gdzie indziej. Inna sprawa, to brak szczęścia. Nawet po wznowieniu sezonu, gdy wygrywaliśmy, to trzy punkty zgarniali też nasi rywale w walce o utrzymanie. To sprawiało, że trudno było o wielką wiarę.

Od kwietnia 2019 roku stracił pan pracę trzykrotnie. Ma pan jakieś swoje przemyślenia na ten temat?

– Jeśli chce się pracować w poważnej piłce, nie można wszystkim wokół ufać. Chodzi tu o właścicieli klubów, działaczy, piłkarzy czy dziennikarzy. Nie każdy zawodnik, który mówi ci coś prosto w oczy, jest wobec ciebie szczery. I tego nauczyły mnie wcześniejsze wydarzenia. Wtedy myślałem inaczej. Owszem, mam trudny charakter, ale to nie znaczy, że jako trener nikogo nie słucham i nie idę na ustępstwa. Wymagam jednak profesjonalizmu i ciężkiej pracy. (...)

– Został pan zwolniony po raz trzeci. To trudny okres w pana karierze? 

– Miałem czas na odpoczynek, czas z rodziną i indywidualny rozwój. Jednak mentalnie bardzo to przeżyłem. I ja i moi bliscy. Był progres i praca w Ekstraklasie, teraz jest regres i bezrobocie, ale nie poddam się bo są ludzie którzy wierzą we mnie i wielu piłkarzy docenia moją pracę. Często na niższych szczeblach jest przyjemnie, spotykasz się z ludźmi, którzy grają w piłkę nie dla finansów, a z miłości do futbolu. Kiedy decydujesz się iść wyżej, to przechodzisz z małego lasku do groźnego lasu, w którym jest ciemniej, pojawiają się wilki i nie jest już tak przyjemnie. Muszę wszystko przeanalizować, przemyśleć i nauczyć się omijać watahę.

Foto b.trenera - MKS Chojniczanka. Tekst - TVP Sport.pl

Tagi: